Jeszcze nie rozliczyliśmy się definitywnie z covidem i jego konsekwencjami, a już dramatyczne wydarzenia będące skutkiem rosyjskiej agresji na Ukrainę – stanowiące zarazem potwierdzenie zasadności koncepcji „czarnego łabędzia”, autorstwa N.N. Taleb’a – zmuszają nie tylko do rewizji wielu założeń, ale i fundamentalnych przewartościowań.
Niestety, traktowanie aktualnych wyzwań w kategoriach przejściowych trudności wydaje się być nadmiernym optymizmem, by nie powiedzieć samooszukiwaniem i uleganiem złudzeniom, także w imię poprawności politycznej. W wymiarze geopolitycznym, nawet jeżeli konflikt rosyjsko – ukraiński uda się okiełznać (otwartym pozostaje pytanie o koszty wojny i potencjalną cenę pokoju, również w aspekcie zmian terytorialnych), to trzeba mieć świadomość, że jest to ledwie ogniwo w geopolitycznym procesie walki o przywództwo między USA, a Chinami, nie licząc wielu tlących się konfliktów lokalnych i regionalnych. W konsekwencji wchodzimy w okres globalnego przebiegunowania świata, nie znając czasookresu tego procesu, jego parametrów, kosztów i konsekwencji.
O ile jednak kwestia geopolityki może brzmieć nieco abstrakcyjnie, tworząc z pozoru odległą perspektywę, o tyle konsekwencje dla światowej gospodarki, a bardziej szczegółowo, skutki sygnalizowanych trendów dla polskiego konsumenta wydają się być poważne. Choć bagatelizowane.
Pewnym jest, że nawet najwięksi dotychczasowi optymiści zaczynają mieć świadomość, że kończy się niewątpliwie okres prosperity, cykl koniunkturalny, umowna dekada wzrostu. Nie tylko za sprawą dramatycznie rosnącej inflacji, która z pewnością osiągnie wartość dwucyfrową już wkrótce i zostanie z nami relatywnie długo niestety. Nie jedynie w efekcie nieuchronnego spowolnienia gospodarczego, które wedle rewidowanych właśnie szacunków ma przyjąć postać ledwie przekraczającą 3% w 2023 roku. Także zaburzenia europejskich łańcuchów dostaw nie wyczerpują katalogu negatywnych czynników.
Kluczowe znaczenie dla nadchodzącej jeżeli nie recesji, to spowolnienia, może mieć cena i dostępność surowców, a nade wszystko przyjmujący względnie trwały charakter spadek zaufania inwestorów/konsumentów indywidualnych i ich skłonności do inwestowania oraz ryzyka. Wynika to ze spadku dochodów rozporządzalnych (wsparty w polskich warunkach kosztem kredytu i – co istotne w wielu branżach – odpływem pracowników) oraz obaw o przyszłość. Wszystko to powoduje, że niezależnie od roli społecznej, w której występujemy (konsument, inwestor, zarządzający, właściciel), musimy zrewidować swoje dotychczasowe podejście, dokonać zasadniczych przewartościowań.
Skoro rynek, co najmniej przejściowo, w wielu branżach nie będzie rósł, udziały rynkowe będą rosły tylko kosztem konkurentów, a rynek eksportowy (na którym wystąpią analogiczne tendencje) przestanie być buforem dla wykorzystania ciągle podnoszonych zdolności produkcyjnych. Przychody i ich wzrost przestaną być miernikiem rozwoju firmy, mając na względzie presję inflacyjną i wzrost kosztów wytwarzania, co znajduje odzwierciedlenie w cenie finalnej produktu. Optymalizacja w zakresie szeroko pojętej logistyki, w warunkach niepewnych więzi kooperacyjnych i zaopatrzeniowych, musi zostać co do zasadności skonfrontowana z kosztem i konsekwencjami sprzedaży utraconej. Ze zdwojoną siłą pojawią się pytania o efekt skali i jego dobrodziejstwa, w konsekwencji cesji, przejęć i aliansów. Wiara w pozytywny impuls z tytułu nieuchronnej odbudowy Ukrainy (której koszty szacowane są w przedziale 100 – 562 mld USD), zwłaszcza dla polskiej gospodarki, mając na uwadze nasze doświadczenia w Iraku i Afganistanie, też wydaje się być nadmierną i przewartościowaną.
Wracając do tytułowego pytania, czeka nas rozumiany dosłownie reset, czyli trwały restart, co dla niektórych branż, średnioterminowo, oznaczać może postepowania restrukturyzacyjno – sanacyjne.