Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych…Cz. 2

Autor: |Data publikacji:

Życie pełne paradoksów, Anna Błaszczyńska

Duże wywiady w „Forum Branżowym” to była domena szefa. W numerze sierpniowym na okładce główny tytuł brzmi: „Najważniejszy jest pomysł”. W jego przypadku był to pomysł na życie, który niewątpliwie miał, o czym świadczy jego droga zawodowa. Co więcej, sypał tymi pomysłami jak z rękawa, kierując się przy tym mądrością życiową, inteligencją oraz… smykałką do interesów.

Jest jesień 1990 roku. Do niewielkiego pokoiku przydzielonego redakcji (początkowo bez nazwy) w wołomińskim urzędzie miasta wchodzi młody chłopak. – Nazywam się Robert Klos – mówi. – Studiuję w Akademii Teologii Katolickiej, ale nie będę księdzem… Mam żonę i dwie córki. Bardzo chcę być dziennikarzem.  W ten sposób 33 lata temu najczęściej zaczynało się pracę. Bez listów motywacyjnych, starannie opracowanego CV i rywalizacji. Tak wszedł do zawodu dziennikarskiego Robert.

„Wieści Podwarszawskie”

Zespół redakcyjny „Wieści Podwarszawskich” był nieliczny. Oprócz Roberta do gazety pisało czterech, może pięciu młodych ludzi. Chyba żaden nie miał formalnego przygotowania do zawodu, ale gazeta ruszyła z kopyta. Na zebraniach redakcji dyskutowano o sprawach aktualnych, autorzy spierali się o koncepcje, a na łamach ukazywały się prawdziwe polemiki. Robert był jednym z najbardziej żarliwych dyskutantów. Przynosił tematy z radzymińskiego podwórka, bo mieszkał w Radzyminie; tematy żywe, dotyczące ludzi. Na przykład „Złota rączka do obcięcia”vs. „Złota rączka do przyszycia” – artykuły napisane przez dwóch autorów. Dwa spojrzenia na tzw. wolny rynek, który się wtedy kształtował. Robert miał wówczas tzw. ostre pióro – sposób pisania raczej nieznany obecnym dziennikarzom. Jeden z jego artykułów – podobno napisany nierzetelnie – stał się powodem sprawy sądowej. Na szczęście nie ciągnęła się długo, a łagodność sędziego sprawiła, że redakcja wyszła z tego bez szwanku. Mówiło się wówczas, że prawdziwe dziennikarstwo zaczyna się w sądzie. Taki chrzest bojowy przeszedł Robert.

„Nasz Tydzień”

W latach 90. Obowiązywała zasada: kto miał kasę, ten miał prasę. Wydawnictwa gazetowe powstawały i upadały; jedne istniały dłużej, inne krócej. Pewnie medioznawcy do dzisiaj mają kłopoty z ustaleniem wielkości ówczesnego rynku prasy.  Redakcja „Wieści Podwarszawskich”wśród wielu plusów miała jeden minus – nie dawała stabilnego zatrudnienia. Dziennikarze dostawali tylko tzw. wierszówkę, więc szukali sobie lepszych miejsc pracy. Takie miejsce wymyślił Robert – znalazł spółkę wydawniczą, wynajął niedrogi lokal przy ulicy Prostej w Warszawie i wymyślił gazetę. To był jego własny pomysł. I zaproponował to, co w owym czasie było dla młodych ludzi priorytetowe – normalne umowy o pracę dla dziennikarzy i redaktorów.

„Nasz Tydzień” istniał na rynku prasy przez pół roku. Spółka M&M, która była wydawcą, ogłosiła upadłość. To było dla całego zespołu redakcyjnego olbrzymie negatywne doświadczenie. I w konsekwencji wszyscy znaleźli pracę poza dziennikarstwem.

„Forum Branżowe”

Stolarka Wołomin (już nieistniejący, potężny producent stolarki) to chyba pierwsza praca Roberta po upadku „Naszego Tygodnia”. W tej firmie nauczył się stolarki, zobaczył tę branżę od środka. Związał się także społecznie ze Związkiem Producentów Stolarki Budowlanej, później Związkiem Polskie Okna i Drzwi.

Pewnie też wtedy narodził się pomysł gazety stolarkowej – jedynej na tym niszowym rynku. Pierwotna koncepcja była jednak znacznie szersza. Miało powstać duże wydawnictwo o nazwie „Forum”, wydające wiele periodyków dla różnych branż. W rezultacie powstały tylko dwa miesięczniki: „Forum Farmaceutyczne”, które miało dosyć krótki żywot, oraz „Forum Branżowe”, które w tym roku obchodzi 20-lecie powstania.

Początki gazety były trudne. Robert sam jeździł po firmach, opowiadał o swoich planach i zjednywał reklamodawców. Layout, czyli wygląd gazety, był wspólnym pomysłem zaprzyjaźnionych redaktorów i grafików. Tylko zawartość wymyślił on sam, bo jako jedyny znał się na stolarce. I chyba jako jedyny napisał wszystkie teksty do pierwszego numeru. Potem już poszło z górki, co wcale nie znaczy, że było łatwo.

Robert był zawsze wulkanem pomysłów, które budowały siłę jego ukochanej gazety. Przed laty stworzył pismo „Składy PSB”, potem Związek Montażystów Stolarki i „Forum Montażowe”. Wymyślił też projekt Aktywne Okna i wiele, wiele innych. Nie sposób ich wszystkich wymienić. Jednak najbardziej owocnym jest działające od lat Centrum Analiz Branżowych, które daje podbudowę teoretyczną sukcesów branży. Taki paradoks jego życia: wiara w siłę matematyki i wykształcenie humanistyczne. Pewnie było w Robercie jeszcze więcej takich paradoksów…

Poniżej publikujemy pozostałe wspomnienia redakcyjnie o Robercie Klosie… 

Często słyszę, zwłaszcza w ostatnim czasie, że mój szef był branżowym wizjonerem. Miałem okazję przekonać się o tym już w trakcie naszego pierwszego spotkania, ponad 15 lat temu, w którym roztoczył przede mną wizję rozwoju naszej branży i jednocześnie wizję kreatywnego rozwoju w Centrum Analiz Branżowych. Właśnie ta wizja, obietnica ciekawych projektów, dużej odpowiedzialności i dużej swobody działania przekonały mnie do rozpoczęcia naszej współpracy. Współpracy, której będzie mi bardzo brakowało. Setki godzin kreatywnych dyskusji, niezliczona liczba wspólnie przebytych kilometrów, wiele zrealizowanych projektów. Ale także rozmowy o naszych rodzinach, dyskusje światopoglądowe, pomoc w tych drobnych i poważnych sprawach. W tych służbowych oraz prywatnych kontaktach miałem okazję obcować ze świetnym szefem i co ważniejsze, wspaniałym, pomocnym, otwartym na odmienność człowiekiem. Takim Go zapamiętam.

Maksymilian Miros

***********************************************************************************

Pan Robert – te dwa słowa chyba najlepiej oddają mój stosunek do niego i naszą relację. Zwracałem się tak do niego w każdej sytuacji i tak go określałem we wszystkich rozmowach, niezależnie od tego, kto był interlokutorem. Te dwa słowa to ogromny szacunek, jakim go darzyłem, nie tylko jako szefa ale przede wszystkim człowieka. Imponował wiedzą i niespotykanym instynktem, dzięki którym wyczuwał tematy, jakimi branża stolarki będzie żyła w najbliższej przyszłości. Z zespołu współpracowników potrafił wyciągnąć wszystko co najlepsze, przy okazji każdego dnia delikatnie „dokręcając śrubę”, dzięki czemu wspólnie przesuwaliśmy granice niemożliwego. W ostatnim czasie Pan Robert zafascynowany był filozofią stoicką, którą intensywnie studiował i chętnie dzielił się swoimi spostrzeżeniami na jej temat. Dlatego z ogromnym smutkiem ale i ze spokojem przyjmijmy nową rzeczywistość, w której Pana Roberta nie ma wśród nas – jego dziedzictwo zawodowe jest w dobrych rękach i będzie kontynuowane przez zgrany zespół, doskonale przygotowany przez niego do działania. Charakterystyczny śmiech, który zarażał wszystkich dookoła i nastawiał pozytywnie – tego chyba będzie nam wszystkim najbardziej brakowało. Jadwiga, nasza Jadzia, była dobrym duszkiem w redakcji „Forum Branżowego”, codziennie sypała jak z rękawa branżowymi anegdotami, a tych przez dwie dekady pracy udało jej się zebrać naprawdę wiele. Zawsze na bieżąco z polską stolarką, mająca świetny kontakt z klientami, gotowa nieść pomoc zawsze i wszędzie. Po każdej naszej rozmowie zadawałem sobie jedno pytanie: jak jeden człowiek może pomieścić w sobie tak ogromne pokłady dobrej energii i empatii? To pytanie pozostanie niestety bez odpowiedzi.

Paweł Gregorczyk

***********************************************************************************

Pan Robert był najlepszym Szefem, miał świetną intuicję, jak nikt inny budował zgrany zespół, nie bał się oddać firmy w ręce młodych. Zawsze miał czas dla każdego, jakościowy czas, bez odbierania telefonów, bez rozpraszania. Umiał słuchać, ale nie podrzucał gotowych rozwiązań. Współpracę z nim ceniłam niezwykle, motywował mnie do rozwoju i ciągłego szukania nowego, dawał mi niezależność i obdarzał dużym zaufaniem. Był dla mnie inspiracją i mentorem. Przejechaliśmy razem tysiące kilometrów, przesłuchaliśmy dziesiątki płyt w trasie, przegadaliśmy setki godzin – na biurowym tarasie o pracy, a w trasie w samochodzie o życiu, musicalach, filozofii stoickiej i ludziach, którzy nas inspirują. Był Szefem-Przyjacielem.

Justyna Hennig

***********************************************************************************

Jeśli chodzi o patrzenie w przyszłość, nasz Szef bez wątpienia wyprzedzał swoją epokę. Każdego dnia zaskakiwał nas nowymi pomysłami i wizją świata, która miała dopiero nadejść. Gdy w głowie zaświtała mu nowa myśl, dyskutował o niej każdego dnia z niemal każdą napotkaną osobą. To nic, że wytrącało nas to z codziennej pracy. Wszyscy wiedzieliśmy, że gdzieś w Jego głowie rodzi się idea, która z czasem zaowocuje wielkimi rzeczami.

Pan Robert był typem intelektualisty i myśliciela, który niczym grecki filozof Sokrates prowadzi długie dysputy, szukając odpowiedzi na trudne pytania. Takim Go zapamiętam.

Monika Ochnik

***********************************************************************************

Robert Klos miał cechę, która czyniła go prawdziwym dziennikarzem – był ciekawy świata i ludzi. To niezwykłe, że pracując tyle lat w branży stolarki otworowej, stale miał wiele pytań, interesował się rozwojem firm, szukał kontaktu z ludźmi i chciał znać ich zdanie. Fascynował go szczególnie tak dynamiczny rozwój branży, był jej wielkim kibicem. Pamiętam też początki mojej pracy, gdy codziennie wędrowałam do szefa z pytaniami: co to jest profil, ramka dystansowa, couter? Zawsze miał czas i cierpliwość. Zawsze odpowiadał i tłumaczył. Dużo mnie nauczył.

Magdalena Rocka

***********************************************************************************

Robert Klos był dla mnie nie tylko szefem, ale przede wszystkim prawdziwym przyjacielem. Jego inteligencja oraz ogromna wiedza, zarówno branżowa, jak i życiowa sprawiały, że był świetnym strategiem i liderem, za którym bez wahania zdecydowałam się podążyć. Był człowiekiem pełnym charyzmy i niezwykle błyskotliwym. Każda jego decyzja, każdy kolejny krok, każda inicjatywa branżowa poprzedzone były dokładnymi analizami i przemyśleniami. Robert nie robił nic nagle, pod wpływem chwili czy emocji. On analizował, nieustannie myślał i planował. I to właśnie czyniło go wspaniałym przywódcą. Błyskotliwość Roberta znają i pamiętają wszyscy. Mało kto jednak wie, że był on człowiekiem bardzo wrażliwym. Jako przyjaciel pomógł mi w wielu kwestiach. Przez 25 lat miałam przyjemność czerpać z jego wiedzy, zwłaszcza tej życiowej. A to, czego zdążyłam się nauczyć, zostanie ze mną już na zawsze. Pracowałam z nim od początku tworzenia Forum Branżowego, byłam świadkiem wszystkich pomysłów i idei, jakie stworzył i wprowadził w życie. Robert to postać wyjątkowa pod każdym względem. To ktoś, o kim zapomnieć się nie da – i to nie ważne, czy znało się Go zawodowo, czy też prywatnie. Zresztą, u Roberta te dwa życia często się ze sobą mieszały. Nie dalej niż miesiąc temu Robert powiedział, że osiągnął już w życiu swój cel i wypełnił życiową misję, którą było posiadanie i wychowanie zaradnych dzieci. Praktykowany w ostatnich latach stoicyzm wniósł w jego życie harmonię i spokój. Nigdy go nie zapomnę – jako przyjaciela i jako szefa. Czołem, Panie Kapitanie!

Aneta Jarosz

***********************************************************************************

W 2003 roku, kiedy ukazało się pierwsze wydanie „Forum Branżowego”, firmy z wielkiego świata nie dostrzegały w lokalnych garażowych warsztatach czy podupadających zakładach nawet cienia konkurencji. Magazyn informacyjny skierowany do tej właśnie branży był autorskim projektem Roberta. Przez 20 lat ludzie, którzy budowali pozycję polskiej stolarki, co jakiś czas odbierali telefony od niego, zapoznawali się z jego kolejnymi projektami i niepostrzeżenie stawali się ich częścią. Robert już do nikogo nie zadzwoni, nie napisze maila, jednak nadal może wszystkich zarażać swoim entuzjazmem, energią i wiarą w polską stolarkę. To, co pozostawił po sobie, wystarczy kontynuować.

Sylwia Melon-Szypulska

***********************************************************************************

Robert Klos był dla mnie przede wszystkim Szefem, i to przez duże S. To człowiek wielu pomysłów, talentów i inicjatyw. W branży znają go chyba wszyscy. I chociaż sam mawiał, że nie ma ludzi nie do zastąpienia, Jego jednak zastąpić się nie da. Po prostu. Pan Robert prowadził firmę w specyficzny sposób. Starał się jednoczyć swoich pracowników, chciał, by czuli, że działają dla wspólnego dobra, a to dobro jest naprawdę wspólne. Na tym bardzo mu zależało. Na jedności, zwłaszcza w święta. Z okazji Wigilii czy Wielkanocy spotykaliśmy się zawsze w firmie, przy wspólnie przygotowanym stole. I gitarze. Dla Pana Roberta takie właśnie spotkania były niezwykle ważne. Robert Klos jako szef dużo rozmawiał ze swoimi pracownikami, każdego bardzo dobrze znał i do każdego miał indywidualne podejście. Wiedział, czego i od kogo może oczekiwać. Był dla nas trochę jak ojciec, który wychowuje dzieci z czułością, ale jednak twardą ręką. Stawiał wymagania, rozbudzał ambicje, wskazywał kierunki. A przy tym wszystkim zwyczajnie znał się na ludziach, co niewątpliwie pomagało mu w prowadzeniu firmy. Kochał motocykle. Zainicjował branżowe zloty motocyklowe, które w wyjątkowy sposób jednoczyły branżę stolarki otworowej. Zloty, które razem organizowaliśmy i które pozwoliły mi go poznać w innym środowisku, z innej strony. Ale jeżeli chodzi o jednoczenie branży, to ten cel przyświecał Panu Robertowi praktycznie od zawsze. Stąd też OFS, Forum100, Zrzeszenie Montażystów i wiele innych inicjatyw, których nie sposób nawet wyliczyć. Stąd „Forum Branżowe” i Centrum Analiz Branżowych. Tak, Robert Klos nas jednoczył i tak samo jednoczył branżę. Chciał i potraf to robić. Potrafił przewodzić i prowadzić. Wskazywał ścieżki, którymi podążali inni. Robert Klos był po prostu niezwykle inteligentnym przywódcą.

Izabela Kolimaga