Monitorując media i analizując publicznie dostępne dane statystyczne, można dojść do wniosku, że w ocenie najbliższej polskiej perspektywy gospodarczej, nie przekraczającej horyzontu jednego roku, dominują dwa, skrajne stanowiska zauważa Zbigniew Mendel w swoim felietonie.
Pierwsze, zgodnie z którym, nasza gospodarka okazała się tak odporna na zawirowania pandemiczne, między innymi dzięki programowi wsparcia ze strony rządzących (kolejne tarcze), walorom struktury polskiej gospodarki (kluczowe znaczenie zdywersyfikowanego eksportu oraz pojemnego rynku wewnętrznego), jak i skłonności do prywatnych inwestycji obywateli, wspomaganych preferencjami podatkowymi (jak choćby termomodernizacja i fotowoltaika) i presją inflacyjną na wartość oszczędności, że nasze perspektywy ekonomiczne są względnie optymistyczne.
Drugie, zgodnie z którym polski optymizm pandemiczny w odniesieniu do gospodarki – mimo, że znajdujący obiektywne potwierdzenie w części twardych danych (jak choćby najniższy spadek PKB w krajach Wspólnoty za 2020 rok) – wpisuje się jednak w wielowiekowe tradycje polskiego romantyzmu, mesjanizmu i predestynacji, na co nakładają się pryncypia bieżącej walki politycznej w Polsce, a w konsekwencji nie znajduje on uzasadnienia.
Nie aspirując bynajmniej do roli rozjemcy w tym, pryncypialnym w istocie, sporze, warto zwrócić uwagę na kilka aspektów, które mają istotne znaczenie w definiowaniu naszego położenia, a w konsekwencji perspektyw gospodarczych:
- Nasza aktywność gospodarcza, poziom wykorzystania majątku produkcyjnego, a mówiąc wprost egzystencja wielu branż, zależna jest od nieprzewidywalnych na dziś czynników zewnętrznych. Nikt nie jest w stanie oszacować nie tylko docelowych skutków pandemii, ale i czasu oraz tempa wychodzenia z jej skutków. Niewiadomą pozostaje też koniunktura na rynkach zewnętrznych oraz skłonność do inwestowania, wyrażającą się w optymizmie konsumentów. Można co prawda zasadnie zakładać prolongatę rządowych programów wsparcia, jak choćby w przypadku kluczowej dla koniunktury gospodarczej branży – budownictwa (nie tylko w odniesieniu do nowych inwestycji, ale i remontów, zwłaszcza o proekologicznym charakterze). Z drugiej jednak strony, czy i na ile spadną dochody rozporządzalne pracobiorców, na ile bieżąca sytuacja nadwątli ich poczucie życiowego bezpieczeństwa, a w rezultacie przełoży się na skłonność do zakupów?
- Poważnym wyzwaniem w wymiarze więzi kooperacyjnych, a nade wszystko impulsu inflacyjnego, jest globalny wzrost cen kluczowych surowców, nie tylko w odniesieniu do początku pandemii (a zatem początku dekoniunktury), ale i okresu względnej stabilności, czego przykładem choćby ceny na światowych rynkach miedzi, aluminium i ropy naftowej. Tytułem przykładu: miedź, osiągając 22 marca 2021 r. cenę 9037 dol. za tonę, znacząco zdrożała nie tylko w stosunku do końca marca 2020 roku (4757 dol.) ale i w relacji do cen z analogicznego okresu 2018 roku (7241 dol.). Negatywną wymowę tej grupy czynników podnosi istotny wzrost kosztów energii, zwłaszcza w polskich warunkach, będący również pochodną archaicznej struktury wytwarzania energii elektrycznej.
- Z polskiej perspektywy, ważną negatywną determinantą jest poziom inflacji – na dziś najwyższy w Europie, co w połączeniu ze wzrostem kosztów pracy i wyraźnym osłabieniem kursu rodzimej waluty, stanowi poważne wyzwanie dla trwałości ożywienia gospodarczego. W kontekście wyraźnej presji inflacyjnej odzwierciedlającej się w znaczącej skali podwyżek wielu produktów finalnych, pojawia się pytanie o elastyczność popytu, a szerzej skłonność i zdolność konsumentów do ponoszenia znaczącego wzrostu wydatków, w warunkach niepewnej sytuacji na rynku pracy, spadających, a minimum niestabilnych dochodów, zwłaszcza w odniesieniu do dóbr o niepodstawowym charakterze, których zakup można prolongować.
- Niestabilny, z tendencją do stałej deprecjacji kurs złotego, także nie jest okolicznością sprzyjającą rozwojowi gospodarczemu ( „złotówka” w ciągu roku straciła ponad 5 proc. w stosunku do euro). Często używanym kontrargumentem w odniesieniu do konsekwencji „słabego złotego” jest uzasadnienie o rosnących przychodach państwa z podatków pośrednich (VAT) oraz pozytywnym wpływie złotego dla eksporterów, co jest prawdą z zastrzeżeniem, że wielokrotnie gros zaopatrzenia produkcyjnego pochodzi z importu, czego konsekwencją jest neutralizacja pozytywów słabej waluty krajowej. W konsekwencji, jeżeli w strukturze sprzedaży nie zostają odzwierciedlone wydatki z tytułu importu, to firma odnotowuje w swoich wynikach negatywne skutki spadku wartości waluty krajowej.
- Poważne wyzwanie to powszechne ryzyko niespłacalności kredytów. Szacuje się, że w Polsce bieżący rok będzie apogeum pogorszenia się sytuacji firm i gospodarstw domowych, w aspekcie zdolności do regulowania zobowiązań kredytowych, a poziom złych kredytów (NPL), osiągnie od 11.9 proc. do 19,9 proc. całego portfela kredytowego banków (wskaźnik ten jeszcze w 2019 roku wynosił 6,6 proc.). W rezultacie, w wersji pesymistycznej, prawie co piąty kredyt jest zagrożony, a gdyby ten scenariusz uległ materializacji, sektor bankowy wygenerowałby w Polsce 6,8 mld zł strat, co na lata położyłoby się cieniem na wydolności banków. Z kwestią tą wiąże się nierozłącznie nie rozwiązany problem kredytów nominowanych kursem franka szwajcarskiego, co jedynie pogłębia negatywną wymowę faktów.
- Koniec kwietnia, a następnie lipiec tego roku, to czas rozliczenia firm z otrzymanej pomocy publicznej w ramach kolejnych mutacji tzw. tarcz. Minimum zwrotu, to 25 proc. otrzymanej pomocy, zwracanej w 24, nieoprocentowanych ratach (branże szczególnie dotknięte mogą skorzystać ze 100 proc. umorzenia). Otwartym pozostaje pytanie o krajobraz gospodarczy Polski po tej dacie, pytanie o to, ile firm ograniczanych dotąd w swobodzie decyzji gospodarczych (w okresie 12 miesięcy od uzyskania pomocy nie można było firmy zlikwidować, postawić w stan upadłości, restrukturyzacji, zmniejszyć zatrudnienia, choć można było obniżyć płace), zdecyduje się kontynuować działalność na rynkowych warunkach. To problem o fundamentalnych konsekwencjach, nie tylko dla rynku pracy i koniunktury gospodarczej, ale i nastrojów społecznych, w tym konsumenckich.
- Konsekwencje wyborów parlamentarnych w Niemczech (26 września 2021), od wyników których zależy nie tylko niepewna prolongata władzy obecnej Wielkiej Koalicji (CDU/CSU/SPD), co potwierdzają ostatnie wybory w dwóch landach (Badenia-Wirtembergia i Nadrenia-Palatynat), ale i potencjalna korekta niemieckiej polityki gospodarczej. Generalnie, każde odchylenie polityczne w Europie w kierunku nacjonalizmów i protekcjonizmu gospodarczego, niezależnie od ewolucji kryzysu gospodarczego spowodowanego przez pandemię, będzie miało negatywne skutki dla polskiej gospodarki, nastawionej na eksport.
Wracając zatem do tytułowego pytania: jakie są nasze perspektywy gospodarcze? Wydaje się, że odpowiedź nie jest prosta, głównie z uwagi na znaczne obarczenie ryzykiem wszelkich ekstrapolacji, z uwagi na istotną liczbę zmiennych, a precyzyjnie niewiadomych. W efekcie zarówno nadmierny optymizm, jak i graniczący z defetyzmem pesymizm – niezależnie od tego czym motywowane – nie są zachowaniem odpowiedzialnym. W działaniach i decyzjach gospodarczych potrzebna jest rozwaga, analiza kontekstu rynkowego, czujność, budowa scenariuszy, szeroko pojęta optymalizacja, poszukiwanie innowacji, dbałość o koszty, poszukiwanie efektów skali (także drogą aliansów i przejęć), wychodzenie poza szeroko pojęte schematy i… łut szczęścia, którego nigdy za wiele. Wszak warto pamiętać, że na „Kursku” wszyscy byli zdrowi, tylko szczęścia im zabrakło.
Zbigniew Mendel