Wiele obiektywnych przesłanek i determinantów powoduje, że jako konsumenci przyzwyczailiśmy się już, że presja inflacyjna i wzrost kosztów utrzymania stają się naszą codziennością i będą nam towarzyszyć w dającym się przewidzieć horyzoncie czasowym.
Z drugiej strony – jako decydenci i zarządzający, szerzej Pracodawcy – mierzymy się z wyzwaniami wzrostu szeroko pojętych kosztów: od kosztów pracy, nośników energii, po koszty surowców i komponentów produkcyjnych. Stanowi to obiektywne podłoże i analogiczne uzasadnienie wzrostu cen, znajdujące póki co daleko posunięte zrozumienie i akceptację konsumentów, w myśl zasady „przecież drożeje wszystko”. Niestety wszechobecna presja inflacyjna, do niedawna skorelowana z nieustabilizowaną sytuacją podażową, tworzyła dla niektórych także pretekst i pożywkę do podejmowania prób poprawy rentowności o spekulacyjnym w istocie charakterze.
Ostatnie tygodnie przynoszą nowe jakościowe informacje, których prekursorem jak zawsze jest rynek FMCG, czego dobitnym przykładem i potwierdzeniem jest choćby rynek masła i tłuszczy roślinnych. W konsekwencji zasadnym jest pytanie o to jak to się stało, jak to możliwe, że w Europie, będącej drugim producentem i eksporterem masła na świecie, w branży charakteryzującej się wysoką sezonowością, właśnie w okresie zimowym, dochodzi do tak istotnych (bo sięgających na rynku hurtowym 30% w ciągu 3 miesięcy) spadków cen masła, co znajduje odzwierciedlenie (choć jeszcze nie w tej skali) na rynku detalicznym, także w Polsce? U nas trwa póki co trwa festiwal promocji cenowych. Na rynku niemieckim, w Lidlu od 2 lutego obniżył cenę masła w swoich sklepach z 1,99 do 1,59 za standardową kostkę.
Źródła tego fenomenu tkwią zarówno po stronie podażowej (2% wzrost produkcji w Europie), odbudowie dostępności, jak i popytowej (spadający dochód rozporządzalny konsumentów skutkuje ograniczeniem popytu i poszukiwaniem substytutów, kryzys popytowy na rynku HoReCa także ma swoje konsekwencje). Trzeba jednak wskazać na jeszcze jeden istotny element – spadek siły przetargowej dostawców, skutkujący także ograniczeniem działań spekulacyjnych, nastawionych na maksymalizację zysku w krótkim czasie.
Wydaje się, że naturalnym sprzymierzeńcem rządzących, ale i koalicjantem konsumentów w walce z presją inflacyjną – przynajmniej w odniesieniu do FMCG – mogą stać się sieci handlowe, które już raz w latach 70 – tych XX wieku, podczas kryzysu naftowego, odegrały pozytywną rolę w działaniach zmierzających do okiełzania inflacji, najdobitniej widoczną wówczas we Francji.
Dlaczego o tym wspominam?
Jestem przekonany, że przywołane masło, jest tylko ilustracją nieuchronnego procesu. Obiektywne prawa gospodarcze, staną się udziałem wszystkich graczy rynkowych. W wielu branżach nadpodaży ograniczenia aktywności gospodarczej nie da się zniwelować, zwłaszcza w warunkach spadającego popytu i ubożejącego społeczeństwa. Możemy dyskutować o branżowych niuansach, większej odporności marek z reputacją, preferencjach konsumenckich, roli produktów substytutywnych etc., nie zmieni to jednak rekomendacji. Co do zasady, aktualna droga masła w Europie to moim zdaniem w niedalekiej perspektywie droga innych producentów FMCG (choćby kawy), producentów materiałów budowlanych, a nade wszystko dostawców szeroko pojętych usług, surowców i zaopatrzenia produkcyjnego.
W percepcji decydentów gospodarczych, zasadnie zorientowanych na rentowność, musi nadejść czas refleksji nad priorytetami. Nad tym czy właściwa jest orientacja na maksymalizację zysku, z wykorzystaniem zysku nadzwyczajnego, nad nieuchronnym spadkiem rentowności, nad biznesową pazernością i zachłannością, a w konsekwencji nad pojęciem zysku godziwego, w tych trudnych, kryzysowych czasach, z jakże kruchym spokojem społecznym. Czy zawsze, zwłaszcza teraz, warto podnosić ceny z nawiązką na poprawę rentowności, nie znajdującą uzasadnienia w obiektywnych czynnikach? Czy warto podejmować działania quazi spekulacyjne, kierować się partykularyzmami i egoizmem, mając świadomość, że uderzenie w popyt – także za sprawą własnych cen – skutkuje ograniczeniem szeroko pojętej aktywności konsumenckiej i minimum odroczeniem decyzji zakupowych, a w efekcie końcowym prolonguje recesję? O stratach wizerunkowych i reputacyjnych, mogących mieć katastrofalne skutki dla przyszłości, też warto pamiętać.
dr Zbigniew Mendel