Monolit wyrósł na producenta, który próbuje połączyć dwie trudne do pogodzenia rzeczy: dużą skalę produkcji i bezpośredniość relacji z partnerami. Założyciel firmy Michał Godlewski opowiada o tym, jak wyglądały jego początki w branży, dlaczego firma świadomie idzie w segment premium oraz czemu w dystrybucji ważniejsza jest lojalność niż „zasięg na mapie”.
Nazwa „Monolit” miała być uniwersalna – wymyślona na szybko, w urzędzie miasta, gdy jeszcze nie było pewności, w jakim kierunku firma ostatecznie pójdzie. Dziś, po 18 latach, ta symbolika (skała, trwałość, stabilność) stała się elementem tożsamości i sposobu myślenia o biznesie. W rozmowie wraca też temat wyróżników w branży: Monolit chce być producentem, który przy dużej skali nadal działa „po ludzku”, z dostępnością, szybką reakcją i możliwością załatwienia sprawy w bezpośredniej rozmowie, zamiast procedur i przekierowań.
Poniżej publikujemy wybrane wątki z rozmowy.
Skąd wzięła się nazwa Monolit i jak dziś ją interpretujecie?
Pomysł na nazwę pojawił się… w urzędzie miasta, kiedy w 2007 roku zakładałem działalność. Nie miałem żadnej przygotowanej propozycji. Stałem przy okienku z dwojgiem znajomych i metodą eliminacji zastanawiałem się, jak nazwać firmę, bo tak naprawdę nie wiedziałem jeszcze, czym ostatecznie będę się zajmował, więc potrzebowałem nazwy uniwersalnej.
„Monolit” wydał mi się określeniem jednoznacznym i dobrze kojarzącym się każdemu – ze stabilnością, solidnością oraz czymś trwałym. Zapamiętałem jeszcze słowa urzędniczki: „Zobaczymy, czy będzie się pan tak uśmiechał, gdy przyjdzie firmę zamykać” (śmiech). Minęło 18 lat, a my wciąż działamy i rośniemy.
Dziś tę symbolikę świadomie rozwijamy: skała, trwałość, stabilność, i dokładnie takie wartości chcemy reprezentować jako firma. W czasie pandemii, gdy wielu ograniczało zatrudnienie, my przyjmowaliśmy ludzi. Odwiedzający nas wtedy premier powiedział, że ta firma jest – jak to ujął – monolitem w trudnych czasach. To bardzo miłe słowa, które świetnie podkreślają, jak trafna okazała się ta nazwa.
Czym Monolit chce się wyróżniać?
Monolit to producent, który łączy skalę dużej fabryki z elastycznością i podejściem firmy rodzinnej: klient nie jest numerem, a każdy temat – od wyceny, przez trudny projekt, aż po reklamację – da się załatwić w bezpośredniej rozmowie.
Przy takiej skali da się jeszcze ręcznie zarządzać wszystkimi procesami – zakupami, produkcją, logistyką?
Jeszcze kilka lat temu wiele rzeczy robiłem sam – od rozmów z dostawcami po analizę kosztów czy ustalania warunków handlowych. Dzisiaj mamy już poukładane działy, kierowników i dyrektorów odpowiedzialnych za konkretne działy: zakupy, planowanie, produkcję, logistykę.
Przykładowo: dyrektor produkcji ma trzy główne cele – wydajność, jakość i kompletność zleceń. Nie obciążamy go negocjacjami handlowymi czy finansami, bo to rozmywa odpowiedzialność. Kadra zarządzająca ma swoje zadania jednak nadal trzymam rękę na pulsie i staram się w jak największym stopniu być obecny we wszystkich procesach.
W branży coraz częściej słychać historie producentów, którzy rośli bardzo szybko i… sprzedawali poniżej kosztów. Jak wy podchodzicie do polityki cenowej?
Mamy jedno proste założenie: nie chcemy być najtańsi. Nie interesuje nas wyścig za tym, kto sprzeda okno o złotówkę taniej. Codziennie przeliczam wyceny, materiałówki, marże. Dzięki nowym systemom wiem dokładnie, ile zarabiamy, jaki rabat jest bezpieczny, a kiedy zaczynamy ryzykować. Chcemy uczciwie zarabiać – po to, żeby móc dalej inwestować w maszyny, ludzi, biura i ogólny rozwój. Naszym celem jest segment premium, a nie „firma od najtańszego okna”. To jest ważne także w kontekście budowania marki. W wielu przypadkach wygrywamy nie ceną, lecz obsługą, technologią oraz elastycznością. (…)
Jak budujecie sieć dystrybucji?
Mamy jasną politykę: budujemy sieć partnerów, ale nie będziemy współpracować z każdym, kto się zgłosi. Coraz częściej zdarza się, że odmawiamy firmom z miejscowości, w których mamy aktywnych partnerów. Nie chcemy budować sieci „na ilość”, gdzie liczy się tylko kolejny numer kontrahenta. Naszym celem jest lojalna sieć dystrybutorów, a nie sprzedaż w każdej uliczce i w każdym punkcie. Jeżeli ktoś zaufał nam jako pierwszy w danym mieście czy regionie, to nie ma sensu później wpuszczać jego bezpośredniego konkurenta z tej samej ulicy lub miejscowości. To nie fair wobec partnerów, którzy budują z nami relację. To może oznaczać, że niektórzy usłyszą od nas: nie, ale uważam, że długoterminowo to uczciwsze podejście. Taki model daje stabilność, lojalność i przewidywalność, zarówno nam, jak i naszym partnerom.