Polaryzacja społeczna i polityczna bywa postrzegana jako nasza współczesna bolączka. Jednak historia uczy, że nie jest to zjawisko ani nowe, ani wyłącznie polskie. Wystarczy sięgnąć do przykładów znad Sekwany, gdzie od wieków ścierają się różne wizje rozwoju, by zauważyć, jak podobne procesy zachodzą w innych krajach. Czy możliwe jest dziś wypracowanie kompromisu, który – na wzór powojennej Francji czy Polski z roku 1989 – zahamuje narastające podziały?
Historia i alternatywy
Francuzi – ograniczając się do najnowszej historii – mieli w XX wieku Philippe’a Pétaina i Charles’a de Gaulle’a. Ten drugi nie tylko uratował honor Francji, lecz także dał jej ustrój oraz konstytucję. Dziś społeczeństwo francuskie rozpięte jest pomiędzy utożsamianym z elitami, pragmatycznym prezydentem Emmanuelem Macronem a skonsolidowanym wokół rodziny Le Pen i tradycji Frontu Narodowego ruchem narodowej prawicy oraz populistyczną lewicą.
W Polsce mieliśmy Lecha Wałęsę i Wojciecha Jaruzelskiego, a w 1989 roku – historyczny kompromis (Solidarność – PZPR), przypominający porozumienie Wolnych Francuzów i komunistów w 1945 roku. Czy takie rozwiązanie, wzorowane na wspomnianych momentach z naszej i francuskiej historii, jest dziś ponownie możliwe?
„Kennedy Gallów” i jego tezy
Valery Giscard d’Estaing (1926–2020), prezydent Republiki Francuskiej w latach 1974–1981 oraz wieloletni minister finansów V Republiki, zasłynął między innymi tym, że potrafił zaprezentować założenia ustawy budżetowej z konkretnymi liczbami bez korzystania z notatek. Określany często mianem „Kennedy’ego Gallów”, był też członkiem Akademii Francuskiej (od 2003 roku) i autorem licznych książek.
W 1984 roku nakładem wydawnictwa Flammarion ukazała się jego publikacja „Deux Français sur Trois” („Dwóch Francuzów na Trzech”). Giscard d’Estaing przekonywał, że wbrew interesom głównych partii politycznych i wspierających je ideologicznie mediów, większość Francuzów tak naprawdę preferuje polityczne centrum. Za priorytety uznawał zahamowanie dekadencji Europy, liberalizm i pluralizm, zdecentralizowaną demokrację, wartości kobiet, deregulację sił twórczych, edukację a także historyczne pojednanie Francuzów i wspieranie nowoczesnego społeczeństwa.
Tezy te brzmią niezwykle znajomo, a ich rozwinięcie na kartkach książki przekonująco tym bardziej, że mówimy o horyzoncie czterech dekad jakie minęły od pierwszego wydania przywołanej książki. Patrząc ze współczesnej, polskiej, wielopłaszczyznowej perspektywy, zastanawiam się, czy zabiegiem celowym nie byłoby napisanie książki „Trzech Polaków na Dwóch”, mając na względzie benchmark do Francji.
Cztery osie podziału
Jeżeli od czasów Rewolucji Francuskiej Francuzi dzielą się zasadniczo na dwa obozy według czterech kluczowych kryteriów – stosunku do Ancien Régime, postrzegania roli państwa w sferze społecznej, relacji z Niemcami oraz podejścia do Żydów – to w przypadku Polski można zaproponować podobną strukturę:
- percepcja I Rzeczpospolitej – czy uzasadniona jest blankietowa idealizacja Rzeczpospolitej Szlacheckiej?
- stosunek do PRL – włącznie z rozliczeniami,
- relację do zasadności polskiego mesjanizmu i społecznej wiary w narodową predestynację,
- podejście do aksjologii i podziału na „dwie Polski” – utożsamianych najczęściej z dwiema głównymi formacjami politycznymi: PO i PiS.
Przy czym – co nader istotne w naszych realiach – dalecy jesteśmy nie tylko od consensusu w kluczowych sprawach, ale antagonizowanie społeczeństwa wręcz nabiera na sile.
Przeszłość jako przestroga
Wystarczy sięgnąć do historii, by przekonać się, jak tragiczne mogą być konsekwencje politycznych podziałów i zawłaszczania demokracji. W drugiej połowie XVII wieku ustrój republikański w Polsce został wyparty przez oligarchię magnacką. Politycznie motywowane nadawanie przywilejów społeczeństwu szlacheckiemu (począwszy od pierwszego przywileju z 1374 roku) doprowadziło ostatecznie do upadku państwowości.
Podobnie dramatyczne skutki przyniosły deportacje czy wygnania wielkich grup społecznych motywowane religijnie (na przykład wygnanie Arian w 1658 roku) oraz ksenofobia przejawiająca się choćby w nieodosobnionych aktach antysemityzmu. Dziś również obserwujemy niepokojące symptomy klientelizmu i nepotyzmu, co przywodzi na myśl słynne powiedzenie z czasów szlacheckich: „(…) kto najmożniejszy, ten najwolniejszy”.
Społeczno-gospodarcze antagonizmy
Nie tylko sfera polityczna, ale i gospodarcza potrafi prowadzić do głębokich podziałów. Przykładem jest choćby ambiwalentny stosunek wielu przedsiębiorców do Unii Europejskiej: krytykują dalszą integrację, a zarazem chętnie korzystają z funduszy europejskich. Często słyszy się też uzasadnione głosy, że ta pomoc tworzy nową nierówność i zaburza zasady konkurencji, sprzyjając jedynie wybranym podmiotom.
Dodatkowo pojawiają się patologie w postaci przerzucania ryzyka gospodarczego na państwo przy zachowaniu zysków w rękach właścicieli, którzy za zasadny i uprawniony uważają wyłącznie proces inwestycyjny hojnie wsparty pomocą państwa i UE.
A może – powracając do przywołanej już książki Giscarda d’Estaing – warto podjąć moderowaną przez media dyskusję o konotacji pojęciowej elementów społecznej aksjologii? Co rozumiemy na przykład pod pojęciem świeckiego państwa? Czy szeroko rozumiana deregulacja wiąże się jedynie z przywilejami, czy może także z określonymi obligacjami? Skoro w zarządzaniu uznajemy, że zasadnemu delegowaniu uprawnień towarzyszyć muszą kompetencje (zgodnie z zasadą „tyle partycypacji, ile odpowiedzialności”), to deregulacji powinna towarzyszyć większa odpowiedzialność właścicieli i zarządzających za moderowanie procesów społecznych. Niekoniecznie w aktualnym, amerykańskim wydaniu czego przykładem jest rola Elona Muska w administracji USA.
Powrót do korzeni czy eskalacja skrajności?
Powszechna wiara w uniwersalność teorii konwergencji (o stopniowym upodabnianiu się systemów społeczno-politycznych), rosnąca oligarchizacja i hermetyzacja procesów kooptacji elit oraz ignorowanie rzeczywistych potrzeb obywateli doprowadziły do niepokojącej ewolucji preferencji politycznych.
Grożą nam powszechnie turbulencje i demokratyczne dojście do władzy w legalnych wyborach reprezentantów skrajnych ugrupowań i polityków. Jak to się stało i kto ponosi odpowiedzialność za to, że centrowe w istocie społeczeństwa, zaczynają preferować ekstremizmy? Odpowiedź jest zniuansowana, aczkolwiek prosta: zachwianie poczucia bezpieczeństwa, groźba utraty poziomu życia, postępujące rozwarstwienie społeczne i nieodpowiedzialne, nacechowane prywatnym interesem zachowania elit, doprowadziły do erozji zaufania do klasy politycznej i autorytetów, do społecznej desperacji, także w akcie wyborczym.
Może jednak warto wrócić do korzeni i podjąć społeczną debatę nad parametrami zachowań i działań, które umożliwią powrót do racjonalnej dominacji w życiu społecznym „dwóch na trzech”, z poszanowaniem prawa mniejszości, a odejście od modelu „trzech na dwóch”, który charakteryzuje brak stabilności, niepewność, silne antagonizmy, w życiu społecznym i gospodarczym?