Pożyczka z PFR w praktyce

Autor: |Data publikacji:

Tarcza finansowa, oferowana w ramach wsparcia dla przedsiębiorców w związku z wystąpieniem koronawirusa, kusi kwotą oferowanej pożyczki, która – przy utrzymaniu zatrudnienia, jest w 75 procentach bezzwrotna. Kwoty te sięgają nawet ponad 300 tys. zł, a oddać będzie trzeba zaledwie jedną czwartą. Warunki umorzenia nie są bowiem skomplikowane – wystarczy prowadzić działalność przez okres jednego roku od dnia złożenia wniosku i utrzymać deklarowany poziom zatrudnienia.

Jednak w obiecywanym umorzeniu tkwi pewien haczyk. Okazuje się, że zgodnie z prawem podatkowym umorzona część dofinansowania stanowi dla firmy dochód, więc podlega opodatkowaniu stawką 18, 32 lub 19 proc. (w zależności od wybranej formy opodatkowania: zasady ogólne lub podatek liniowy).

PFR niczego nie ukrywa i taką informację można znaleźć na stronie Polskiego Funduszu Rozwoju. Jednak trzeba jej dobrze poszukać. Zwłaszcza, że uwagę przedsiębiorców przyciąga co innego – łatwość uzyskania dofinansowania i to wreszcie w jakiejś konkretnej kwocie. No i bezproblemowe umorzenie.

Jednak ta łatwość uzyskania dofinansowania z PFR to nie do końca prawda. Faktem jest, że wniosek można składać przez bankowość elektroniczną i że nie jest on skomplikowany. Trzeba wybrać odpowiedni sektor (mikroprzedsiębiorswo lub MŚP), udzielić kilku informacji o wysokości przychodów, zadeklarować sposób porównania straty (rok do roku lub miesiąc do miesiąca), potwierdzić kilka oświadczeń – warto je czytać, bo intuicyjne NIE zazwyczaj jest błędem, i zadeklarować ilość pracowników.

Niby łatwo i bez problemów. Po wypełnieniu wszystkich pól system pokazuje, jaką maksymalną kwotę dofinansowania można uzyskać, po czym przedsiębiorca wybiera, o jaką kwotę wnioskuje. Potem, jednym kliknięciem, wysyłamy gotowy wniosek. I czekamy. Jego rozpatrzenie zazwyczaj jest kwestią jednej doby. Jednak często zamiast potwierdzenia, znajdujemy w systemie odmowę…

Przyczyny odmowy

Dlaczego? Przyczyn może być kilka, lecz w odmowie wszystko jest dokładnie uzasadnione i wytłumaczone. Po pierwsze, kwoty wpisywane do wniosku powinny być zgodne z deklaracjami VAT. Uwzględniają one zatem nie tylko przychód, ale też wartość importowanych usług. Poza tym, w deklaracji kwoty wykazywane są z samymi zerami po przecinku. I chociaż we wniosku jest napisane, by nie zaokrąglać kwot, wpisanie wartości po przecinku powoduje odrzucenie wniosku. Całość obsługuj bowiem program, który nie myśli, nie analizuje, tylko porównuje poszczególne wartości. I odrzuca wniosek, jeżeli cokolwiek się nie zgadza.

Kolejna kwestia dotyczy stanu zatrudnienia i statutu przedsiębiorcy. W standardowych przypadkach problemu być nie powinno. Ale życie standardowe nie jest. I biznes także. Wystarczy, że w listopadzie zatrudnienie zmniejszyło się do 9 osób, lecz pracownik, który zakończył pracę, zgodnie z zasadami panującymi w danej organizacji wynagrodzenie otrzymał w grudniu. Co prawda zarówno ZUS, jak i PFR podają szczegółowo, które kody ubezpieczeń są brane pod uwagę, a które nie. Więc wszystko jest jasne i klarowne, i nawet w takiej sytuacji problemu być nie powinno. Ale jest. Zdarza się, że przez błąd systemu, do PFR przekazywane są błędne informacje, co skutkuje automatycznym odrzuceniem wniosku. A to nie zgadza się liczba zatrudnionych, a to podany został niewłaściwy status przedsiębiorstwa. Co wówczas należy zrobić? Liczby co prawda można sprawdzić i zmienić, ale jak w grę wchodzi błąd Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, sprawa jest już dużo bardziej skomplikowana…

Po pierwsze, nie możemy zaznaczyć, że należymy do sektora MŚP, jeżeli wiemy, że według stanu na grudzień 2019 roku posiadaliśmy inny statut. I nie ważne, jakie dane przekazał ZUS. Nie możemy bowiem we wniosku zeznać nieprawdy. Co zatem należy zrobić?

Zadzwoniłam do PFR. „Ten kod nie powinien być wzięty pod uwagę. Dane udostępnia nam ZUS, proszę dzwonić do nich” – usłyszałam. Zadzwoniłam do ZUS. Bez skutku. Kolejny raz i kolejny… No tak, można wysłać pismo z prośbą o sprawdzenie, jakie dane udostępnili do PFR. Odpowiedź będzie, ale kiedy?
Wykonałam kolejny telefon do PFR. Dowiedziałam się, że warto w takiej sytuacji zabezpieczyć się pismem z podpisem prawnika, który poświadczy, iż na ten konkretny miesiąc spełnialiśmy wymogi mikro lub MŚP.

No dobrze, formalności nigdy za wiele… kolejny telefon do ZUS. Tym razem skuteczny, ale… dowiedziałam się jedynie, że zaistniała sytuacja to był błąd systemu, że oni nie mają na to wpływu i że powinnam ponowić wniosek. Ponowiłam…. ale czy tym razem zostanie on przyjęty? Tego jeszcze nie wiem.
Jak wiec się okazuje, złożenie wniosku jest proste. Podobnie, jak otrzymanie decyzji odmownej. I dopiero po jej otrzymaniu pojawiają się problemy. Fundusz odsyła przedsiębiorców do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, z którym obecnie kontakt jest wręcz niemożliwy. A ten, jak już uda nam się dodzwonić, rozkłada ręce, bo przecież wnioski obsługuje system…

Ale mimo wszystko warto próbować. Należy tylko uzbroić się w cierpliwość i walczyć do skutku, składając kolejne wnioski lub korzystając z procedury wyjaśniającej i potwierdzać swoje zdanie stosownymi dokumentami. Mimo wszystko to jednak jest 324 tys. zł – w przypadku mikroprzedsiębiorców zatrudniających 9 osób, którzy odnotowali naprawdę duży spadek. Minus 25 procent, które trzeba zwrócić. No i minus podatek.