W ostatniej relacji z firmy Dobroplast pisaliśmy o uruchomieniu linii, która dzięki zautomatyzowaniu pozwala na zatrudnienie przy niej pracowników mniej wykwalifikowanych, a nawet mniej sprawnych fizycznie. Ostatnio natomiast, w jednym z wydań Gazety Wyborczej opisując sytuację branży stolarki w Polsce, także zapytano o bariery przyszłego jej rozwoju. Andrzej Wiśniowski, właściciel nowosądeckiego producenta bram, również zwrócił tam uwagę na potęgujące się kłopoty z pozyskaniem nowych pracowników, w tym kadry inżynieryjnej:
„Problem w tym, że ich po prostu nie ma – powiedział – Często nawet do przyuczenia brakuje osób. Musimy szukać poza regionem, ale jak mogę ściągnąć specjalistów, skoro dojazd na południe Polski nie jest łatwy?” Częściowym rozwiązaniem tego dylematu jest automatyzacja produkcji, która postępuje nie tylko u Wiśniowskiego, ale też po sąsiedzku, w firmie Fakro. „Już kilka lat temu rozpoczęliśmy automatyzację produkcji. – mówi w gazecie Ryszard Florek, prezes Fakro. – Widoczne jest to szczególnie w systemie wytwarzania okien fasadowych, w których produkcja oparta jest na centrach obróbczych. Umożliwia to dużą elastyczność w wytwarzaniu stolarki pod indywidualne zamówienia„.
W podobnym kierunku idzie bytowski Drutex, o którym jego szef, Leszek Gierszewski opowiada: „W tym roku zainwestowaliśmy już ponad 70 mln zł w innowacyjne maszyny, urządzenia i rozwiązania technologiczne.(…) Kierunkiem, w którym obecnie dąży firma jest jeszcze lepszy poziom produkcji i budowa strategii przemysłu 4.0, opartej na automatyzacji i robotyzacji produkcji„. A ideę Przemysłu 4.0 tłumaczy dalej Andrzej Wiśniowski: „Najprościej mówiąc Przemysł 4.0 pozwala na masową produkcję, ale wciąż według indywidualnych potrzeb klienta. Klient może sam decydować o większości elementów gotowej bramy, fasady, drzwi czy ogrodzenia. Co więcej, wystarczy że poda swoje wymagania w salonie sprzedaży, obsługa wprowadzi je do komputera, a operator u nas w firmie je zatwierdzi i reszta dzieje się automatycznie – ruszają maszyny potrzebne do wyprodukowania danego produktu„.
Na tle tych wypowiedzi, a przecież nie są to jedyne firmy, które wdrażają ideę Przemysłu 4.0, widać wyraźnie, że firmy produkujące na masową skalę mają już narzędzia do zindywidualizowania tej produkcji, do personalizacji zamówień. Wdrożenie tego na większą skalę spowodować może utratę przez mniejszych producentów tej ostatniej już chyba przewagi rynkowej nad dużymi fabrykami. A przecież problemy kadrowe, choć na mniejszą skalę, nie są u nich wcale mniejsze.
Zapowiadane w materiale Gazety Wyborczej spowolnienie rynkowe będzie więc okresem szczególnie wymagającym dla firm mniejszych, mniej konkurencyjnych kosztowo, kadrowo i wcale nie bardziej, jak się okazuje, elastycznych niż te duże. Jedną z szans dla nich będzie na pewno wdrażanie elementów Przemysłu 4.0 w swoich zakładach. Wymaga to nakładów, ale nie jest z pewnością zanadto skomplikowane technicznie. Wymaga raczej dobrej kadry w jej wdrażaniu – i w ten sposób wracamy do podstawowego problemu wyrażonego przez Andrzeja Wiśniowskiego – do kłopotów z pozyskaniem nowych pracowników. Łatwiej więc wcale nie będzie.