Ogłoszone w Polsce przez rządzących zręby zmian w polityce fiskalnej, zwane zbiorczo Nowym Ładem, niezależnie od swego ogólnikowego na dziś charakteru, z uwagi na ciężar gatunkowy i potencjalne konsekwencje, wymagają jednak poważnego przestudiowania i podjęcia prób obiektywnej analizy potencjalnych skutków, niezależnie od tego czy jest się admiratorem, czy przeciwnikiem Dobrej Zmiany.
Traktowanie gospodarki w kategoriach nade wszystko politycznych, to percepcja stara, przekraczająca swoim horyzontem znacznie komunizm i socjalizm. Trudno zatem się dziwić, że spojrzenie koalicji rządowej w Polsce – niezależnie od wewnętrznych niuansów – wpisuje się w te ramy. Odkąd reguły państwa demokratycznego stały się trwałym udziałem wolnego świata, a siła głosu wyborczego nieaktywnego zawodowo, bezrobotnego, pracobiorcy i pracodawcy jest równa, dbałość o własne zaplecze polityczne i stałe dążenie do jego poszerzenia, jako warunek zdobycia i prolongowania sprawowania władzy politycznej, to priorytet rządzących i aspirujących do tej roli. Ostatnie dekady i ich wyróżniki: od globalizacji, kryzysów, sytuacji nadzwyczajnych poczynając, po obiektywne pogłębienie się różnic społecznych i bezprecedensowe rozwarcie biegunów bogactwa, nie skorelowanych z wielkością populacji i jej parametrami, postrzeganie gospodarki w kategoriach politycznych jedynie potęgują.
Trwa gorączkowe poszukiwanie uniwersalnego remedium, w szerokim wachlarzu propozycji. Wydaje się jednak, że niezależnie od ideowych inspiracji, niejednokrotnie skrajnie odmiennych, których paleta sięga od neoliberalizmu (z kluczowym hasłem minimum państwa i regulacji), po rozmaite mutacje etatyzmu (państwo jako organizator i arbiter życia publicznego), kluczową kwestią są relacje między społeczną sprawiedliwością i analogiczną solidarnością, a gospodarczą efektywnością i wydolnością. Innymi słowy fundamentalną kwestią staje się odpowiedź na pytanie: czy Nowy Ład istotnie buduje nową jakość z punktu widzenia interesów społecznych, czy nie stanowi zagrożenia dla naszego wspólnego bezpieczeństwa i perspektyw, a także – mając świadomość, że każda akcja powoduje reakcję – jakie, zwłaszcza negatywne konsekwencje, może mieć implementacja tego programu.
Podstawowym narzędziem programu spłaszczania różnic społecznych w Polsce, stały się inicjowane przez państwo, przyjmujące zinstytucjonalizowaną postać, transfery środków, pod nośną marketingowo formułą kolejnych mutacji „+ Plus”. Niewątpliwie należy widzieć sporo pozytywów w tych transferach, zarazem jednak zachowując świadomość licznych patologii, a nade wszystko ograniczonego sukcesu samych programów, choćby w aspekcie demograficznym. Niepowiązanie transferów społecznych z kwestią choćby aktywności zawodowej (przez wprowadzenie odliczeń podatkowych zamiast bezwarunkowych dotacji), działa dyskryminująco w stosunku do pracujących i demoralizująco na znaczną część beneficjentów (pomoc społeczna i programy socjalne, stają się atrakcyjnym, niewymagającym wysiłku ekwiwalentem pracy). Nowy Ład stygmatyzuje zdaje się tę orientację, czyniąc z państwa podstawowego donatora wielu polskich rodzin, z zachowaniem luźnego związku beneficjentów, z własnym wkładem w rozwój społeczny, burząc zarazem poczucie partycypacji, wspólnoty i współodpowiedzialności.
Istniejące i zakładane transfery społeczne w znanej formule, generują jeszcze jedną patologię: w polskich warunkach opłacalnym jest, a czasami staje się wręcz koniecznym przez wymogi formalne (np. poziom dochodów limitujący korzystanie z transferów, bardziej atrakcyjnych warunków korzystania z niektórych ulg – choćby ulga na termomodernizację, czy wreszcie zakładany poziom dochodów zwolniony z podatku) funkcjonowanie w szarej strefie, zarówno dla pracobiorcy, jak i pracodawcy (z uwagi na wysokie koszty pracy).
Fundamentalnego sprzeciwu wymagają zakładane zmiany fiskalne w odniesieniu do podatków osobistych i rozlicznych danin, będących w istocie parapodatkami (jak choćby składka zdrowotna). Nie chodzi przy tym jedynie o zasady definicji zamożności, a o podejście do tych aktywnych zawodowo, których drzewiej państwo „wypchnęło” w sferę działalności gospodarczej (samozatrudnieni) oraz całej rzeszy przedsiębiorców, którzy własnym staraniem, na własne ryzyko, budują własną pomyślność oraz dają możliwość zatrudnienia. Brak stabilności i przewidywalności w działalności gospodarczej, to kluczowy czynnik demolujący nastroje przedsiębiorców i tonujący skłonność do rozwoju, a w konsekwencji inwestowania. O skutkach kosztowych, przekładających się na ceny, w kraju tak ciężko doświadczanym inflacją jak dziś Polska, wspominać nie trzeba. Nie zapominajmy przy tym o naszej atrakcyjności eksportowej mając zarazem świadomość, że to właśnie aktywność polskich przedsiębiorstw w eksporcie, stanowiła poduszkę niwelującą spadek aktywności i popytu na rynku wewnętrznym.
W omawianym aspekcie jeszcze dwa zagadnienia wymagają podniesienia: czas wdrażania zmian (czy nawet schyłkowy czas pandemii, to dobry czas na tak daleko idące zmiany?) i stosowana retoryka (figura retoryczna o bogatych, którzy nie łożą wystarczająco na wspólne chodniki, przejdzie z pewnością do annałów polskiego dyskursu politycznego, walcząc o palmę pierwszeństwa z innymi symbolicznymi sloganami, z czasów słusznie minionych).
Na kanwie omawianego skrótowo Nowego Ładu, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden, strategiczny element: poziom zaufania obywateli do państwa. W polskich realiach, na skutek znanej zmienności, a w rezultacie nieprzewidywalności zachowań i decyzji władzy politycznej (historycznie dodajmy bez względu na orientację rządzącej opcji politycznej), notujemy ogromny deficyt społecznego zaufania do państwa i jego instytucji, czego klasycznym przykładem polski system emerytalny, który w toku aktywności zawodowej jednego pokolenia, od 1999 roku, ewoluował tak skrajnie i niekorzystnie z punktu widzenia zatrudnionych, że nie dziwi rezerwa Polaków do wszelkich zmian przekraczających horyzont kadencji parlamentu. Tak jak w przypadku zasad funkcjonowania systemu emerytalnego, tak i w odniesieniu do Nowego Ładu, wielu nie wierzy w strategiczną stabilność i pewność, nie spodziewa się, że wzrost opodatkowania dochodów osobistych służyć będzie poprawie jakości życia (choćby w aspekcie systemu opieki zdrowotnej), niwelowaniu niesprawiedliwości społecznych, a jedynie realizacji celów politycznych koalicji rządzącej, nie stanowiących przedmiotu społecznego consensusu.
Reasumując, podzielam społeczny sceptycyzm w ocenie Nowego Ładu i jego aksjologii. Nie mamy żadnych gwarancji, że jego wdrożenie posłuży rzeczywiście realizacji zakładanych celów społecznych, a wątpliwości te potęguje ekstrapolacja oparta na złych doświadczeniach z niedalekiej przeszłości. Reforma sprowadzająca się do istotnego, dodatkowego obciążenia aktywnych, wzrostu kosztów pracy, może w konsekwencji zasadniczo osłabić konkurencyjność polskiej gospodarki, polskich przedsiębiorstw, zdemotywować przedsiębiorców do dalszych inwestycji, a nawet skłonić do alokacji biznesów do innych krajów (vide Republika Czeska i planowane tam uproszczenia podatkowe od 2022 roku). Nowy Ład niewątpliwie stymulować będzie rozwój szarej strefy, w której ukrywać dochody będzie opłacać się wszystkim: pracobiorcom i pracodawcom. W konsekwencji, w aspekcie założonych celów i metod ich realizacji, Nowy Ład staje się starymi, utartymi koleinami, w których bogatsi, bardziej zapobiegliwi, bardziej aktywni, mają – drogą planowanej i zawiadywanej przez państwo redystrybucji dochodów – sfinansować nie tylko realizację zasadnych dezyderatów w zakresie sprawiedliwości i solidarności społecznej, ale sfinansować cele polityczne rządzącej koalicji, z dużym prawdopodobieństwem kosztem efektywności i wydolności gospodarczej, z realną groźbą dalszej dezintegracji społecznej. To nie jest nie tylko optymalna droga. To złe rozwiązanie także patrząc na historyczne doświadczenia.
Zbigniew Mendel