Jeszcze w ostatni piątek, szef Parlamentu Europejskiego David Sassoli twierdził, że „Unia nie jest bankomatem”, artykułując swoje obiekcje co do domniemanych priorytetów budżetowych państw Unii Europejskiej i kryteriów jego alokacji. Zakończone 21 lipca czterodniowe obrady szczytu UE potwierdzają jednak, że osiągnięto kompromis w kwestii kształtu zarówno budżetu Unii na lata 2021–2027 (1,074 bln euro), jak i tzw. Funduszu Odbudowy, w wysokości 750 mld euro.
Nie czas i miejsce na wchodzenie w ideologiczne spory odnośnie potencjalnie „wygranych” i „przegranych” tego unijnego rozdania, roztrząsania argumentów rzekomych „skąpców” i „donatorów” uchwalonego budżetu, wreszcie oceniania wspomnianego budżetu w kategoriach wewnętrznej walki politycznej i nieuchronnej w tym aspekcie etykietyzacji. Nie czas także na rozważania odnośnie zasadności powiązania wypłat z polityką praworządności, czy Nowym Ładem Energetycznym.
Polska w ramach budżetu UE na kolejnych 7 lat ma otrzymać 124 mld euro dotacji bezpośrednich, a łącznie z uprzywilejowanymi pożyczkami 160 mld euro. Nasze wsparcie ze strony Wspólnoty jest realizowane w warunkach jednoczesnej redukcji wydatków na rolnictwo (z 15 mld euro do 7,5 mld euro), programu badań i innowacji Horyzont (spadek wydatków z 13,5 mld euro do 5 mld euro), programu inwestycyjnego InvestEU (z 30,3 mld euro do 5,6 mld euro ), czy wreszcie programu Sprawiedliwa Transformacja (spadek nakładów z 30 mld euro do 10 mld euro).
Co by nie powiedzieć, to ogromne środki, które wesprą nie tylko nasz rozwój i dalszą redukcję zapóźnień rozwojowych, ale spotęgują działania zmierzające do wychodzenia ze skutków koronawirusa w przestrzeni ekonomicznej. Środki te pozwolą wesprzeć działania własne, mogą zapobiec cięciu wydatków inwestycyjnych w sektorze przedsiębiorstw i przez częstokroć poważnie zadłużone samorządy. Wpłyną wreszcie pośrednio, acz odczuwalnie, na siłę nabywczą Polaków, poprawiając ich dochód rozporządzalny, skłonność do inwestowania, nastroje konsumenckie w każdym sektorze gospodarki. Patrząc zaś przez pryzmat ogłoszonych dziś przez GUS danych o dynamice produkcji budowlano-montażowej (spadek o 2,4 proc. w porównaniu do czerwca 2019, mimo wzrostu o 12,5 proc. do maja 2020 r.), wpływ decyzji budżetowych UE na naszą drogę wychodzenia z zapaści gospodarczej i tempo pozytywnych zmian, jest daleko więcej niż pozytywny, czego przykładem tak istotny gospodarczo sektor budownictwa i stolarka otworowa.
Jedna kwestia – poza wielkością przyznanych Polsce środków – wymaga szczególnego zaakcentowania: stopień naszego przygotowania do absorpcji tak dużych środków i kierunek ich wykorzystania. Dobrze by było, aby wspomniane środki przeznaczone zostały w lwiej części na poprawę konkurencyjności naszej gospodarki, rzeczywiste innowacje i poszukiwanie wzrostu efektywności, na prawdziwe zmniejszanie dystansu, jaki dzieli nas od czołówki „Starej Unii”. Czas chyba najwyższy, aby decydenci, zwłaszcza na szczeblu samorządowym, odstąpili od megalomanii i pomnikomanii. Orlików, pływalni, miejsc spędzania wolnego czasu, w naszej przestrzeni publicznej już chyba wystarczy. Czas na skuteczne budowanie infrastruktury społecznej, na tworzenie miejsc pracy, na sprzyjanie przedsiębiorcom, na prawdziwe „przyjazne państwo”.
A wracając do tytułowego bankomatu, dobrze że mamy możliwość korzystania z jego dobrodziejstw, choć warto mieć zarazem świadomość, że środki unijne utożsamiane w tym przypadku z bankomatem są dla nas dostępne tylko z tytułu przynależności do Wspólnoty. Wydaje się, że wielu Polaków zapomina o tej oczywistej prawdzie.
Zbigniew Mendel