Już 3 stycznia 2026 roku rozpocznie się kolejna, 48. edycja Rajdu Dakar. Pośród 130 zawodników na starcie wraz ze swoim motocyklem stanie także Robert Przybyłowski z numerem 76. Dzięki wsparciu firmy VELUX Polska, zawodnik dysponuje zapleczem technicznym, sprzętowym oraz logistycznym i może się w pełni skoncentrować się na przygotowaniach do tego ekstremalnego wyzwania. Na chwilę przed wyjazdem udzielił wywiadu o swoich przygotowaniach.

Ewelina Janczylik-Foryś: Pamiętasz moment, kiedy zaczęła się Twoja motocyklowa pasja?
Robert Przybyłowski: Oczywiście. Miałem siedem, może osiem lat. Moi starsi bracia podczas wakacji na wsi u babci jeździli na motocyklach. Ja wówczas tylko patrzyłem, ale totalnie zahipnotyzowany. Właśnie tam, wśród pól i kurzu, pojawiła się ta iskra. Ona nigdy nie zgasła, tylko czekała, aż dorosnę.
EJF: I wróciłeś do motorów dopiero jako dorosły mężczyzna z ułożonym życiem?
RP: Pasja cały czas mi towarzyszyła, ale po prostu nie miałem na nią czasu. Najpierw czas dzieliłem między dom, dzieci i firmę – motocykle musiały poczekać. Potem powoli pojawiały się możliwości jazdy na motocyklu, udział w zawodach i adrenalina rosła. Po ponad 20 latach prowadzenia biznesu, a działam w branży budowlanej, mogłem w końcu przekazać część obowiązków mojej rodzinie i zrobić coś dla siebie. Pomyślałem: „Jak nie teraz, to kiedy?”.
EJF: No i postawiłeś sobie za cel udział w Rajdzie Dakar.
RP: Tak. Pięćdziesiątka nadchodziła wielkimi krokami, więc postanowiłem, że prezentem będzie… Dakar. Uznałem, że pięćdziesiątka to ważny próg. W sporcie każdy rok ma ogromne znaczenie. Ze względu na wiek nie mogłem też dłużej czekać. Udział w Rajdzie to było niedoścignione marzenie, które musiałem „wyjeździć”, a nie kupić. I jestem ogromnie dumny, że to moje marzenie właśnie się urzeczywistnia.
EJF: Czy doświadczenia z prowadzenia biznesu pomagają Ci w podejściu do sportu i rywalizacji? Skąd u Ciebie taka determinacja?
RP: Myślę, że przedsiębiorczość i sport mają wspólny fundament – upór. Prowadząc biznes musisz mieć świadomość, że przed Tobą jest wiele nieprzespanych nocy. Będą takie momenty, że trzeba będzie „gasić pożary”, podejmować ryzyko czy też stawać na nogi po porażkach. W sporcie jest identycznie. Nie możesz odpuścić, bo pada deszcz,
nie możesz zrezygnować, bo ci się nie chce. Systematyczność to podstawa działania w obu tych światach.
EJF: Rajd Dakar to jednak nie są „zwykłe zawody”, nie wystarczy się na nim jedynie zapisać i w nim wystartować. Jak wyglądała Twoja droga?
RP: Ciężka i długa .Dojście do miejsca, w którym jestem trwało 3 lata. Żeby w ogóle mieć prawo złożyć aplikację, najpierw trzeba zdobyć punkty na międzynarodowych rajdach terenowych. Startowałem w zawodach pustynnych, uczyłem się nawigacji, jazdy w kopnym piasku, radzenia sobie z upałem. Organizatorzy chcą zawodników, którzy mają realną szansę przetrwać dwa tygodnie Rajdu. Unikają tych „z przypadku”. Musisz udowodnić, że jesteś gotowy na Dakar i dasz radę przejechać 2 tygodnie w trudnych warunkach.
EJF: A samo życie na Dakarze? Jesteś na nie przygotowany?
RP: Myślę, że tak, jestem gotowy. Startowałam już w podobnych zawodach. Pobudka o 4:00, pokonuje 250 km tzw. dojazdówki i na godz. 9.00 melduje się na starcie danego odcinka. Potem 7–8 godzin odcinka specjalnego, tankowanie w biegu, uzupełnienie płynów i z powrotem kolejne setki kilometrów dojazdówek. Po 18:00 dojeżdżam do tzw. biwaku, oddaję motocykl do serwisu. Szybki prysznic, kolacja, a o 20:30 muszę już spać, bo sen jest najlepszy dla regeneracji organizmu. I tak dzień w dzień. Brzmi jak wakacje all inclusive na Hawajach, prawda?
EJF: Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego jak wygląda Dakar od kuchni. Rajd to też ogromna logistyka, serwis, obsługa… Ile ludzi pracuje na Twój wynik?
RP: Bardzo dużo. Mechanicy, serwisanci, logistycy, ludzie od planowania trasy i zaplecza noclegowego. To ogromna machina. Ja się skupiam tylko na jeździe – bez tego zaplecza nie ma Dakaru. Gdybym miał sam ogarniać całą operację, nie miałbym szans. W relacji telewizyjnej widzowie zobaczą jedynie 10sekundowe ujęcie, na które pracuje cały sztab ludzi. To wielka machina, dzięki której jeden zawodnik może przekroczyć linię mety.
EJF: Dakar to ogromne przedsięwzięcie. Jak ważne jest wsparcie rodziny , partnerów i sponsorów?
RP: Wsparcie jest kluczowe. Gdyby nie akceptacja rodziny, ale i ogromne zaangażowanie mojej żony, nie byłoby mnie tutaj. Nie wyobrażam sobie jeździć na zawody, a mentalnie zostać w domu. Moja żona nie tylko akceptuje moją pasję, ale też mnie w niej wspiera. To jest bezcenne. Z kolei bez sponsorów ten projekt byłby nie do udźwignięcia. Dakar to, powiedzmy sobie szczerze, gigantyczne wydatki – sprzęt, części, serwis, logistyka, startowe. Mam wokół siebie partnerów, którzy uwierzyli w moje marzenie i w to, że dam radę. To dodaje skrzydeł, ale też motywuje, żeby dać z siebie sto procent.
EJF: Jesteś tuż przed startem. Co czujesz dziś, będąc tak blisko spełnienia marzenia?
RP: Ekscytację, radość, ale też ogromny respekt. Dakar uczy pokory. Wiem, że będzie ciężko, ale wiem też, że każdy kilometr, każdy trening doprowadził mnie właśnie tutaj. Po prostu wiem, że zapracowałem na Dakar. To dla mnie największa satysfakcja.
EJF: A jaki jest Twój cel?
RP: Moim celem jest dojechać do mety Dakaru, mądrze, bezpiecznie i na własnych warunkach. Wiem, że na tym poziomie każdy walczy o zwycięstwo, ale dla mnie prawdziwym zwycięstwem będzie przekroczenie linii mety. Nie jestem zawodnikiem z pierwszej dziesiątki i nie mam takiej ambicji. Czy skończę rajd na 45., czy na 67. miejscu – to naprawdę nie robi dużej różnicy. Różnicę robi tylko jedno: czy dotrę do mety, czy nie.
Jestem ambitny, czasami nadgorliwy, nie poddaję się i nie odpuszczam łatwo, ale jednocześnie muszę pamiętać, że nadmierna chęć „gonienia wyniku” może zakończyć się źle. Dakar nie wybacza zbyt dużej brawury. Dlatego jadę z głową, swoim tempem, w swoim rytmie. Tak zawsze powtarzał mi Jacek Czachor : „Robert, jedź swoje. Nie ścigamy się z innymi”. I miał rację. Zawsze znajdzie się ktoś szybszy, ale próba jazdy tempem, które nie jest moje, kończy się błędami. Jadę po to, by spełnić marzenie i wrócić z metą na koncie, a nie po to, by szaleńczą jazdą to marzenie stracić.
EJF: Masz już plan, co po Dakarze? Czy zostawiasz przestrzeń na to, co życie przyniesie?
RP: Obecnie cały czas koncentruję się na zawodach. Przede wszystkim zakładam wrócić cały i zdrowy. Co dalej, tego nie wiem. Jestem jednak pewien, że motocykle nadal będą mi towarzyszyć.


